• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

besia

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Sierpień 2008
  • Grudzień 2006
  • Lipiec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Marzec 2003

Najnowsze wpisy, strona 16


< 1 2 ... 15 16 17 18 19 20 21 >

... KUSI ...

Dziś rano, będąc sama w domu zrobiłam to co uwielbiam... Maksymalnie głośno włączyłam muzykę, tak głośno, że drżała podłoga i położyłam się na dywanie aby poczuć wszelkie możliwe wibracje płynące z głośników... I poczułam Tangerine Dream „Tyger” razy kilka... Przy tym utworze zawsze coś pęka... Przy nim nie sposób skłamać, czy chociażby próbować zatrzeć prawdę... Sprawia, że potrafię się rozpłakać tym tłumionym i maksymalnie odsuwanym w głąb siebie płaczem... I nie są to tylko łzy, bo one stanowią zaledwie introdukcję do płaczu, który jest ostatecznym wycofaniem się z tłumienia w sobie pewnych emocji... On jest końcem... Ale każdy koniec jest przecież i początkiem czegoś nowego.
Najważniejsze, że pomogło... że to coś co w sobie boleśnie rozdrapałam teraz będzie zasychać... Już kojąco wsiąkają we mnie plumkające nuty Diany Krall...

A myśli mam ocieplone... i nawet miło otulone... Nic w tym dziwnego, mój ulubiony „Love Letters” wypełnia pokój i mnie także...
Wraca do mnie utracona energia... Smutek, który jakby nieuzasadniony wkradał się i coraz bardziej rozpędzał, roztrącając po drodze nieśmiało wychylające z bocznych uliczek myśli, powoli wyhamowuje... Wolałabym, żeby wyhamował z piskiem opon, ale... ale to dopiero gdy z telefonu rozlegnie się dźwięk „Vabanku”... A swoją drogą niezamierzenie ironicznie wyszło przypisanie tego dzwonka do tego numeru telefonu...

Podczas dopołudniowego seansu umykania w dźwięki przemknęły mi przez głowę takie myśli i słowa... A gdyby je tak na bloga przelać? Kusi, kusi, kusi... Ale za bardzo się boję... W myślach się już ułożyło, więc i na słowa przyjdzie kolej, tak aby nie napisać ani za dużo ani za mało... Nawet nie przypuszczałam, że tkwi we mnie taki okrutny cenzor;)

 

27 maja 2003   Komentarze (2)

...WIECEJ ...

Nieliczni ludzie znają moje marzenia... Może dlatego, że kiedy się nimi dzielę oczekuję akceptacji, szacunku i zrozumienia, a nie ich analizowania. Kiedyś usłyszałam: „Musisz się zdecydować, jakoś to ugładzić, bo twoje marzenia przeczą sobie nawzajem”. Muszę? co najwyżej mogę, ale nawet nie wiem czy chcę... Coś we mnie buntuje się przeciw racjonalizmowi i uporządkowaniu, a coraz bardziej skłania się ku zamotaniu... Przecież to marzenia, a nie plany, więc w ich treść może być wpisane jakieś narwanie i niewiarygodność. Marzenia, ich oswajanie, dążenie do ich realizacji, szereg pragnień - to treść życia, ale nie jest powiedziane, że szczęśliwsza będę dostając wszystko tu i teraz. A poza tym, ja od zawsze cierpiałam na niedobór zdrowego rozsądku... Nie cierpię racjonalnych decyzji, które w powszechnej opinii porządkują życie... Niezdrowe to, ale lubię niejednoznaczne sytuacje, lubię kiedy wszystko ma dwie strony, albo i więcej, kiedy jest wielowymiarowe, bogate, aż do przesady... I czasami łamię konwencję mojej grzecznej codzienności, chociaż w czasie największych burz ona jest najbezpieczniejszym azylem, i nie uciekam przed nią... I ulegam własnej narowistej i niesfornej woli... To nic, że ta wola znajduje się zazwyczaj w opozycji do zdrowego rozsądku, to tylko kwestia odpowiedniej motywacji... A ta bywa zaskakująco prosta: jeśli przekonam się, że warto czegoś doświadczyć, coś przeżyć, coś zgubić, znaleźć - to znajdę na to argumenty choćby najbardziej niewiarygodne. A zdrowy rozsądek? no cóż, może mnie pocałować prosto w piegowaty nos...

I tak powszechnie wiadomo, że więcej mam szczęścia niż rozumu...

 

25 maja 2003   Komentarze (5)

... UCIEKAJACY POCIAG ...

Ile osób to już tłum... Wchodzę do bardzo zatłoczonego pomieszczenia, na małej przestrzeni około 400 osób, a ja mam zamknięte oczy... Nie widzę twarzy, nie słyszę słów... Po prostu czuję... Znowu czuję... Na ślepo wybieram kogoś z tłumu... 10 długich sekund utwierdza mnie w przekonaniu, że to właśnie ktoś kogo szukałam... Otwieram oczy, poddaję się słowom... Tak, jest nadal we mnie to zdziwienie, i topniejąca wiara w Przypadek... A może gdyby wiara w Przypadek rosła zamiast topnieć byłoby mi łatwiej... Gdybym potrafiła przekonać samą siebie, że tak... to Przypadek, Intuicja, Szósty Zmysł, cokolwiek z tych niewytłumaczalnych a przecież dziejących się zjawisk. Ale na wiarę w Przypadek jest już za późno...
Dlaczego? Mój ukochany cytat Picassa: „Ja nie szukam, ja znajduję”... I znajduję uparcie, na nowo, każdego dnia, z pierwszym promieniem słońca, lub pierwszą kroplą deszczu, które osiadają na szybie i wyznaczają zaledwie pogodę... Znajduję... W sobie...
Nazwałam to... Wciąż niedowierzam, choć już nie wątpię... I nic już nie mogę...
Nawet spać... Chociaż próbowałam. Ale od nocy można chcieć uciec, gdy jest naszym wrogiem. A noc akurat jest moim przyjacielem... jakże to banalnie brzmi... A ja nie chcę wpuszczać snu pod powieki... Patrzę w okno... W chłodnej tafli szyby, która odgradza mnie od mroku widzę swoje odbicie... Pół twarzy oświetlone zimnym światłem monitora i ciepłym blaskiem waniliowej świecy... Rozchylone usta, szeroko otwarte oczy, lekko uniesione brwi... wilgotny ślad łzy spływającej po policzku i tonącej w miękkości oliwkowego polaru... Taką siebie widzę... Lekko unoszę kąciki ust... Blask na twarzy – tak naturalny, kiedy pojawiają się moje ukochane puchate koty myśli... Myśli, które rozświetlają od wewnątrz... przecież nie tylko ja to widzę... „Piękniejesz z tymi myślami, z tymi słowami”... Zadziwiam się znowu kiedy myślę, jak niewiele potrzeba abym poczuła się piękna...
Wraca do mnie ten cytat...
„Zatrzymaj mnie
Jeszcze pora
Jeszcze jest dzisiaj
-nie wczoraj
Zatrzymaj mnie
Jeszcze pora
Przeczuj, że cały mój chłód grą
Jest jeszcze dzisiaj – nie wczoraj
I może będzie jutro”
Niech już będzie to jutro... Jakiekolwiek by nie było... Bo mam świadomość, że własne dzisiaj chyba jednak przespałam...
Tak... ja też nie potrafię tego żałować... A te dwie kolejne co to płyną...? Właśnie to nie smutek, żal czy przykrość... to po prostu świadomość, że na moje nazwanie odważyłam się za późno...
Uciekający pociąg...? Tak, widziałam kilka dusz stojących na pustoszejącym peronie, i oswajających myśl, że to jedno maleńkie zdarzenie, które zatrzymało ich w drodze, ono jedno było przyczyną tego spóźnienia... Będzie następny pociąg...? Może kiedyś... Ale w tamtym odjechały bagaże... Żyję... I uśmiecham się przez łzy. Wiem, jestem niepoprawna... Dobrze wiesz i ja to wiem, że...

21 maja 2003   Komentarze (6)

FILM?!?!?!??

Siły… uzbroiłam się na dziś w cały ich zapas, nie wiem , czy nie wyczerpałam limitu… Najwyżej osłabnę, choć gdzieś we mnie zaczęło funkcjonować przekonanie, że wiem, ja na powrót przywrócić energię, aby pozytywnie zakończyć kolejny dzień… Ten powoli mija… im bliżej ranka, tym więcej myśli… Tych, których nie lubię…

 

Czasami mam wrażenie, jakbym oglądała własne życie niczym film… Siedzę niespokojnie, zniecierpliwione palce bębnią o krawędź fotela… Główna bohaterka – fatalnie obsadzona, fatalnie… Chociaż to może nie wina reżyserów ale scenarzysty… Kto jest autorem scenariusza, cóż za banał… I w dodatku miejscami bezlitośnie ociera się o kicz. Patrzę szeroko otartymi oczami, zdziwiona… Mam ochotę krzyczeć: ”dziewczyno nie bądź taka beznadziejna, rób coś, działaj…”

 

Stoję z boku, a nawet nie chce mi się tego oceniać… Jest mi niewygodnie, czasami czuję się jakbym chodziła w przyciasnych butach. Ale najbardziej marzy mi się zrzucić je i ruszyć w dziki, niczym nie skrępowany pęd po łące pełnej koniczyny…Nie zważając na nic…

 

Powoli łapię się, że moje marzenia są coraz bardziej banalne, że coraz bardziej obniżam pułap życiowych oczekiwań, tych dotyczących mnie, moich uczuć, emocji i myśli… Czy jeśli będę chciała, zaledwie jeść i spać w wygodnym łóżku, stanę się szczęśliwsza??? Czy ja naprawdę chcę tak wiele?

 

Czy ktoś wie, jak szybko i bezboleśnie zrezygnować z siebie???

…

 

17 maja 2003   Komentarze (6)

...PODEJRZENIE O SPOKÓJ...

A więc wydało się. Jestem podejrzewana o spokój… Wierzyć mi się nie chce, bo od kiedy sięgam pamięcią, spokoju było mi mało… I nagle dostrzegłam w sobie tę niezwykłą umiejętność – wiem jak go odnaleźć. Bo ja go najprawdopodobniej mam, tyle że schowany, ukryty tak bardzo, że nawet ja sama pewności nie mam. Wiem jedno – mnie ten spokój nie jest darowany, ja go sama odnajduję. Także w takich chwilach jak ta. Bo jest wieczór, bo piję kawę dziś już ostatnią, bo gra piękna muzyka z filmu „Co się wydarzyło w Madison Country”, bo dzień, który mógł być koszmarny i trudny, sam się przewinął.

 

Cieszy mnie ten stan – rano wstaję ze świadomością, że czeka mnie natłok zajęć, że nie znajdę ani jednej chwili wolnej, że najmniejszy nawet poślizg jest przyczynkiem do mniejszej lub większej katastrofy. Pamiętam , że całkiem niedawno jedna zaledwie myśl o czekającym mnie takim dniu powodowała popłoch.

 

„Boję się tego, co mnie jutro czeka…”

„A czy kiedykolwiek nie poradziłaś sobie z takim dniem?”

„Nie, właściwie to nie…”

„Więc czym ten jutrzejszy dzień różni się od tamtych?”

 

Dziś już sama odpowiadam sobie na takie pytania; poradzę sobie, a nawet gdyby… przyznaję sobie prawdo popełniania błędów. I już.

 

Mam wrażenie, że hartuję się z każdą trudna sytuacją, z wszystkim, czemu muszę się przeciwstawiać. I wygrywam. Gromadzę te swoje małe zwycięstwa na swoim własnym prywatnym koncie i nawet już pobieram odsetki. One budują… Budują moją przyszłą siłę, o której jeszcze niedawno myślałam, że nie mam jej wcale… Ale tymczasem odkryłam ją w sobie. To proste w oswajaniu codzienności – sytuacje, które do niedawna przyprawiały mnie o szklistość oczu i drżenie rąk, zaczynają mnie bawić, jakbym oglądała film, który wcale mnie nie dotyczy… Czuję się coraz pewniej, coraz lepiej, każdego dnia coraz bardziej godzę się z sobą. Ten sam, który zaraził mnie swoją wiarą we mnie, nauczył mnie, że warto mieć marzenia…. Bo od niego dostałam także inny dar – umiejętność obchodzenia się z dystansem. Kiedyś miałam zbyt mały dystans do siebie, a zbyt wielki do świata. Uzdrawiam tą relację: coraz mniej przejmuję się opinią świata. I jest mi z tym dobrze, każdego dnia coraz lepiej…

 

 

13 maja 2003   Komentarze (6)
< 1 2 ... 15 16 17 18 19 20 21 >
Besia | Blogi