...WIECEJ ...
Nieliczni ludzie znają moje marzenia... Może dlatego, że kiedy się nimi dzielę oczekuję akceptacji, szacunku i zrozumienia, a nie ich analizowania. Kiedyś usłyszałam: „Musisz się zdecydować, jakoś to ugładzić, bo twoje marzenia przeczą sobie nawzajem”. Muszę? co najwyżej mogę, ale nawet nie wiem czy chcę... Coś we mnie buntuje się przeciw racjonalizmowi i uporządkowaniu, a coraz bardziej skłania się ku zamotaniu... Przecież to marzenia, a nie plany, więc w ich treść może być wpisane jakieś narwanie i niewiarygodność. Marzenia, ich oswajanie, dążenie do ich realizacji, szereg pragnień - to treść życia, ale nie jest powiedziane, że szczęśliwsza będę dostając wszystko tu i teraz. A poza tym, ja od zawsze cierpiałam na niedobór zdrowego rozsądku... Nie cierpię racjonalnych decyzji, które w powszechnej opinii porządkują życie... Niezdrowe to, ale lubię niejednoznaczne sytuacje, lubię kiedy wszystko ma dwie strony, albo i więcej, kiedy jest wielowymiarowe, bogate, aż do przesady... I czasami łamię konwencję mojej grzecznej codzienności, chociaż w czasie największych burz ona jest najbezpieczniejszym azylem, i nie uciekam przed nią... I ulegam własnej narowistej i niesfornej woli... To nic, że ta wola znajduje się zazwyczaj w opozycji do zdrowego rozsądku, to tylko kwestia odpowiedniej motywacji... A ta bywa zaskakująco prosta: jeśli przekonam się, że warto czegoś doświadczyć, coś przeżyć, coś zgubić, znaleźć - to znajdę na to argumenty choćby najbardziej niewiarygodne. A zdrowy rozsądek? no cóż, może mnie pocałować prosto w piegowaty nos...
I tak powszechnie wiadomo, że więcej mam szczęścia niż rozumu...
Dodaj komentarz