...varit...
Masz duszę wiecznego wędrowca.
Wiem.
Masz gdzieś swój dom?
Mam.
Gdzie?
Tam. Gdzieś. Nie wiem. Ale na pewno mam. Wiem, że mam. Mam, prawda?
Oboje też lubimy słowa. Czasami nawet te same. Ale często całkiem nie. Choćby takie wino. Dla niego to odpowiednie kieliszki na odpowiednim stole, starannie wybrany gatunek i celebrowane picie. Dla mnie bywa pite samo dla siebie, na podłodze, w łóżku ma erotyczny posmak.
On zawsze jest taki poukładany i układny! Staranny, przemyślany w pasującym wnętrzu. Jakby poduszki poukładane w odpowiedniej kolejności mogły zapanować na chaosem w jego głowie. Nawet gdybym była jak wiatr i zburzyła ten porządek, nie dałabym rady dotrzeć do chaosu. Z bezradności mogłabym rozlać kawę na miękki dywan, zostawić linie papilarne na lustrze – gdyby to coś dało. Reakcję. Jakąkolwiek reakcję. I już sama nie wiem, co mnie bardziej irytuje – wewnętrzny chaos czy zewnętrzny ład.
W twarzach obcych mężczyzn szukam znajomego mi błysku całkiem innych oczu. Nie znajduję. Oczywiście, że nie. A on ma w oczach kpinę. Triumfujące szyderstwo, gdy uda mu się oszukać świat, siebie i mnie. Nie mogę sobie przypomnieć, co ma w oczach, gdy znika drwina. On ma stalowo-błękitne oczy.
Dodaj komentarz