... TE PLAMY ...
Czynnosć tak błaha, niewiele znaczaca, i niezwykle ulotna w swojej skutecznosci gdy powiazać ja z lnem...
Prasowanie.
Sposród sterty ubrań - lnianych, lnianych, lnianych - wyciagam sukienkę. Czuję ciepło i cudowny zapach rozgrzanej tkaniny. Wygładzam dłońmi... A po chwili dociera do mnie, że to TA SUKIENKA. I myslę: jakie to głupie. Tyle razy wczesniej, i tyle razy później miałam ją na sobie, a nadal myslę o niej TA SUKIENKA. A przecież... zawsze ja lubiłam. Więc skad, skad to ciepło napływajace do oczu?
Już czas.
Wiem, że już czas odplamić ja ze wspomnień - tak aby zmieniła swój szafowy status TEJ SUKIENKI na przyporzadkowanie do szeregu tych sukienek.
Albo zaplamić innymi wspomnieniami. Goracymi, namiętnymi, zmysłowymi. Ona tak wygląda, że nadaje się idealnie do takiego własnie ciągu skojarzeń. Niech nadal będzie TA SUKIENKA, ale TA SUKIENKA już w innym kontekscie.
Jakie to proste.
A nadal w niezrozumiały sposób boję się ja założyć.
A przecież dotyk sprany minimum dziesięciokrotnie...
Ciii... szeptem do samej siebie.
Dodaj komentarz