...NOKAUT...
Stare prawo natury mówi, że ktoś musi pracować aby słodkiemu nieróbstwu mógł oddawać się inny ktoś. W moim przypadku to chyba czterech „ktosiów”, bo od kilku dni pracuję za pięciu. Czyli że... mam cztery powody do popełnienia morderstwa.
To zapewne dlatego w cotygodniowej walce bokserskiej: „Ja” kontra „Zmęczenie”, tym razem poległam już w czwartej rundzie. Przez nokaut. Leżę zamroczona na ringu, jakimś cudem dociera do mnie jeszcze głos sędziego, który właśnie mnie liczy... A nokaut nastąpił po ciosie, który z regułami walki bokserskiej - czy to zawodowej, czy amatorskiej - niewiele ma wspólnego... w szyjny odcinek kręgosłupa.
Zanim się podniosę parada miłych obrazów przed oczami: jakiś wyjazd regenerujacy do bardzo snobistycznego SPA, Cuba Libre w szklance, plastry świeżego ananasa na zagrychę i bezmiar słońca. Jeśli nie SPA snobistyczne to chociaż swojski i śliczny Ustroń. Taka kusząca parada!
A rzeczywistość objawi się kąpielą z dodatkiem olejku lawendowego w domowej wannie, otuleniem w biały porannik, zwinięciem w kłębek pod kocem, zapaleniem nocnej lampki, włączeniem ślicznego saksofonu tenorowego Stana Getza... A zamiast Cuba Libre bar zaserwuje „Wielką Pieniawę” kojącą sfrustrowany kawami żołądek.
Widać nie można w życiu mieć wszystkiego;)
Dodaj komentarz