kto mi dał słowa...?
Zbyt krótko mnie nie było – albo inaczej, zbyt krótko trwało moje bycie TAM...
Powrót do starych spraw, otwartych, zamkniętych bądĄ zawieszonych w próżni układów sprawił, że czuję jakbym nigdy nie wyjeżdżała... Chciałam w spokoju przemyśleć to i owo, a wyszło na to, że jestem w tym samym miejscu, i niemalże w tym samym czasie...
Chociaż właściwie psują mi się układy międzyludzkie... A to wszystko sprawia, że wątpię w jakąkolwiek możliwość porozumienia się... Wczoraj nic nie znaczące zdanie zachwiało wszystkim, całą kruchą bliskością jaką mam z W.... Jeszcze przed wyjazdem nadinterpretacja dwóch zdań rzuconych przez A. sprawiła, że już nie odbieram go jak kogoś kto rozumie, myśli, czuje podobnie jak ja, kogoś kto w życiu ma, podobnie jak ja zbyt mało odwagi, a zbyt wiele sentymentów, kto może i potrafi zakończyć rozpoczęte przeze mnie zdanie... Pochopnie rzucone słowa, nierozważne wnioski i... rozmawiamy już tylko błahostkach i nic nie znaczących zdarzeniach... I dzisiejsza krótka pyskówka z R. Ta ostatnia boli mnie najbardziej...
Kochanowski pytał w jednej ze swoich pieśni: kto mi dał skrzydła...?
A ja się pytam, kto - kto, do cholery - dał mi słowa? No, kto? Kto był taki nieodpowiedzialny, że nauczył mnie posługiwania się nimi w taki sposób, że codziennie zabijam nimi coś urokliwego i ulotnego tym samym mordując coś w sobie...?!
Dodaj komentarz