...()...
Takie dni bierze się w nawias. Zapomina. Bierze rozmach i przeskakuję tę rozlaną kałużę wiadomości niedobrych, i zdarzeń do ogarnięcia niełatwych. Otrzepuje smętny kurz. Idzie dalej. Bez rozdrapywania, zastanawiania, analizowania.
W takie dni nie podpiera się czoła dłonią. Nie powtarza w kółko „tak wiem, ale mi zimno, zimno, zimno...” Nie przykłada tych chłodnych dłoni do wiśniowego przybysza z ciepłego Imbrykowa. Nie sprawdza się wytrzymałości organizmu serią herbat zielonych, którymi posiłki zastąpione.
Nie umiem. Rozpaczliwie i przedziwnie - kiedy boli, kiedy wiem, że do ogarnięcia sporo, a to trudne to niestety nie za - a przede mną, kiedy nie rozumiem... wtedy boli i nie rozumiem maksymalnie. Żaden urocze „dziwnie mi” nie wchodzi w rachubę.
Nie jest mi dziwnie.
Jest mi przykro.
Jestem rozżalona. Dziwne do ogarnięcia stany.
A reszta, czyli perspektywa jutra lub pojutrza w nawiasie... bardzo ciii... bardzo.
Wiedziałam co robię obiecując, że nie będę się bała. I nie boję się.
Wiedziałam co robię nie obiecując, że będę się denerwowała. Bo... denerwuje się.
Odsiecz dla myśli denerwujących (się) mile widziana.
Dodaj komentarz