... PO WIELOGODZINNEJ...
... walce z samą sobą postanowiłam.
wyjąć odkurzacz i użyć go.
Znów, na chwilę uwierzę, że
Jestem w stanie zapanować
Nad własnym
Chaosem.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
... walce z samą sobą postanowiłam.
wyjąć odkurzacz i użyć go.
Znów, na chwilę uwierzę, że
Jestem w stanie zapanować
Nad własnym
Chaosem.
Są myśli, które warto zachować dla siebie. Są słowa, których lepiej nie wypowiadać. Tym bardziej, że nie mają ona dla innych większego znaczenia, a przynoszą tylko zwątpienie...
Jest przeszłość cenna jak sztabka złota... nie będę jej wyrzucać w błoto...
Wielki choć nie gładki, choć pełen nierówności, to poruszony, uświęcony. Ten mur widziałam już z daleka. Wiedziałam, że tam jest. Nie wiedziałam, bo i skąd miałam wiedzieć, co poczuję, gdy tam dojdę.
Już wiem.
Nie można żyć pod murem. Pod murem chowano kiedyś grzeszników. ale żyć pod murem nie można. Ja nie mogę i na pewno nie chcę.
Boli mnie głowa od tłuczenia w mur. Boli mnie nawet między uderzeniami. A że absurdalne, bo głową muru... itd? Znam, znam. Nic innego jednak zrobić nie mogę.
Bzdury! Mogę!
Odwrócić się i odejść. Odejść absolutnie nie oglądając się za siebie, bo wtedy mur zmieni się w moją własną prywatną ścianę płaczu.
To jest jedyna dobra decyzja.
Jestem małym, miękkim kłębuszkiem. Takim kłębuszkiem, który całym swoim kształtem mówi: dotknij mnie, przytul mnie. Ale tylko w środku. Na zewnątrz muszę być wyprostowana i silna.Chociaż cała groźna bitwa będzie toczona długopisem. Czarnym tuszem.
I jestem małą, nadąsaną dziewczynką. Przerażoną tym, co te dąsy i fochy przynoszą. I nie mogę odwołać żadnych złych słów. Bo takie nie padły. I nie mogę odczarować żadnych złych uczynków. Bo takich nie było. To dlaczego czuję, że zdeptałam tupiącą nóżką parę zamków ze złocistego piasku?
Masz duszę wiecznego wędrowca.
Wiem.
Masz gdzieś swój dom?
Mam.
Gdzie?
Tam. Gdzieś. Nie wiem. Ale na pewno mam. Wiem, że mam. Mam, prawda?
Oboje też lubimy słowa. Czasami nawet te same. Ale często całkiem nie. Choćby takie wino. Dla niego to odpowiednie kieliszki na odpowiednim stole, starannie wybrany gatunek i celebrowane picie. Dla mnie bywa pite samo dla siebie, na podłodze, w łóżku ma erotyczny posmak.
On zawsze jest taki poukładany i układny! Staranny, przemyślany w pasującym wnętrzu. Jakby poduszki poukładane w odpowiedniej kolejności mogły zapanować na chaosem w jego głowie. Nawet gdybym była jak wiatr i zburzyła ten porządek, nie dałabym rady dotrzeć do chaosu. Z bezradności mogłabym rozlać kawę na miękki dywan, zostawić linie papilarne na lustrze – gdyby to coś dało. Reakcję. Jakąkolwiek reakcję. I już sama nie wiem, co mnie bardziej irytuje – wewnętrzny chaos czy zewnętrzny ład.
W twarzach obcych mężczyzn szukam znajomego mi błysku całkiem innych oczu. Nie znajduję. Oczywiście, że nie. A on ma w oczach kpinę. Triumfujące szyderstwo, gdy uda mu się oszukać świat, siebie i mnie. Nie mogę sobie przypomnieć, co ma w oczach, gdy znika drwina. On ma stalowo-błękitne oczy.